Strona główna | Mapa serwisu | English version
 
wiersze II
WIERSZE > wiersze II

                

"MEXICO"

O jakim że czarem oczy me obrzucasz
Jak gdyby miało karnawał przywołać w strony,
gdzie skorpion potyka się o rozżarzony kamień kurzem obleczony,
gdzie kaktus z bratem ostrzy kolce do walki o przetrwanie,
w tej odległej przestrzeni brązem malowanej,
gdzie kolory poncho tęczy dorównać mogą,
gdzie mariachi pod oknem kobiety pieśń miłości wznoszą!
Mexico, moje Mexico

                                         Guzy M.


"ZŁOTE DZIECKO" 

Tyś mym marzeniem, mym aniołkiem bosym,
co w puste wieczory płacze w niebogłosy.

W Tobie ma nadzieja na lepszy bieg świata,
gdyż masz w sobie blask złocistego lata.

Sprawiasz iż jestem kobietą szczęśliwą,
bo dajesz mi miłość z serca uczciwą.

Radujesz mą duszę swym uśmiechem jasnym,
swym magicznym spojrzeniem, pełnym złota blaskiem.

Bo jesteś mym skarbem ukrywanym przez lata,
gdzieś w ponurych głębiach zaginionego świata.

                                        Guzy M.


"TO CO ZŁE I CO DOBRE"

Nie zawsze krok, który stawiamy jest dobry
Nie zawsze słowo wypowiedziane jest cokolwiek warte
Nie zawsze czynność wykonywana prowadzi do dobrego
Nie zawsze
Co więc jest tym "zawsze"?
Tym zawsze jest:
dobre słowo
podanie ręki
obdarowanie uśmiechem
umiłowanie bliźniego
wylana łza będąca oznaką skruchy...
to wszystko, w czym Pan ma upodobanie


                                        Guzy M.


„COCOON”

Pragnąc tego, co odległe, zanurzone w lukach czasu,
przystaję na jedną chwilę by wspomnieć, by oddalić przygnębienie
Z przymrużonych oczu wypływa to, co skraca dni radości
I dalej tęsknota, cicha, blada, szlochająca,
brak harmonii, zrozumienia
Idzie za mną nie bacząc na czas, nie przemija, nie ustaje,
raz śpiewem ogarnia, raz śmiechem, lecz celu nie zmienia
Uciekam do Miłości,
Lecz nadal dopada, przytłacza, odbierając małe me radości
Czy dosięgnie mnie i jutro?

                                     Guzy M.


"POŻEGNANIE"

Myślami jestem daleko wstecz
Odwiedzam bliskich, zasiadających właśnie do niedzielnego obiadu
Twarze wszystkich jakby za mgłą, co osiadła właśnie na zielonej polanie
Tylko na swej rysy dostrzec mogę
I ten podmuch wiatru wbijający się w szarą zasłonę, przezeń też niekiedy oczy mrużą
Dostrzegam i różę w kącie ukrytą, po czym zanurzam w niej swe spojrzenie,
z nadzieją, iż blask w niej dojrzę
Lecz ona smutnym wzrokiem spogląda na mnie, zrzucając tępe kolce na wieczne posłanie
Mam ochotę zawołać!
ale nic nie jest w stanie przedrzeć się przez mgłę,
jakby ściana przysłoniła drogę, na której stoję
I słyszę głos z oddali, że to...pożegnanie
Zatem zostawiam swe spojrzenie na twarzach bliskich z nadzieją,
że dostrzegą je na zdobytej koronie swego lepszego życia

                                    Guzy M.